I was clicking with my friends...----> czyli...angielski...
Komentarze: 0
tak...no wiec...nasza klasa - 2f przypominam - jest klasą dosc tworczą...slowotworcza bym powiedzilala..dzis na angielskim, koleznaka z lawki ( nie wymieniam z imienia :P ), zapytana o sposob spedzania ferii, ulozyla caly plan zdania (pisalam ze znajmomymi na gg) i wszystkie slowka poukladala w odpowiedznich miejscach - chyba odpowiednich ;) - lecz to jedno slowo... slowo bez ktorego zdanie nie mialoby sensu...slowo- pisac... ja, wspanialomyslna istota, natychmiast skojarzylam pisac z klikac i spogladajac na mine koleznaki ktora z nieslychanym zacieciem a jednoczesnie z usmiechem od ucha do ucha, probowala odszukac w pamieci to zagubione slowo, szepnelam brakujacy wyraz..CLICKING... niestety, fakt mojego szeptu na nic sie nie zdal bo i tak uslyszala cala klasa...jak tylko wszyscy zorientowali sie o co chodzi, sala wybuchla smiechem...oni sa jednak ludzmi normalnymi...a moze wlasnie i nie.. w kazdym badz razie po okolo minucie zapadla tradycyjna cisza...prawie cisza bo w lawce najblizej drzwi, siedzialy diwe dziewczyny ktore ledwno wytrzymywaly od smiechu...CLICKING...to slowo brzeczalo mi w uszach ( bo jedna z tych wariatek bylam ja :D)...caly czas chichotalam przeszkadzajac tym - podobno- koleznace w wypowiedzeniu sie na temat tych dwoch tygodni bez rzezni. w koncu sie opnaowalam...ale dluuuga byla do tego droga...najpierw trzeba bylo mnie przesadzic a potem musialam sie przez okolo 10 min patrzyc w driuga strone zeby znowu nie wybuchnac tym tajemniczym dzwiekiem wydobywanym pzez ludzi w chwilach totalnego rozbawienia. potem, podczas konczenia przez koleznke wypowiedzi rozesmialam (a wlasciwie rozesmialysmy) sie bo do pytan kobiety dodawalam sobie po cichu komentarze ktore latwo bylo odczytac jesli ktos znal mniej wiecej sytuacje i moj poziom wiadomosci na poszczegolne tematy... ogolnie bylo fajnie...narzekac nie moge...czy tak zawsze jest ze na pierwszej lekcji po feriach nauczyciele pytaja tylko jak spedzilismy czas wolny? nie wiem, ale na francuskim pani nas o to spytalam, miedzy innymi mnie...odpowiedzialam na cale trzy pytania..wyjechalas gdzies?moja odpowiedz: non...pytanie drugie, czytasz potop? (bo wszyscy przedemna mowili ze czytaju lekture-potop) moja odpowiedz: non...pytanie trzecie, masz zamiar preczytac? moja odpowiedz- wedle tradycji - non...poszlo mi swietnie, celujaco bym powiedziala :] pozatym nic ciekawego...stanelo na tym ze zapisze sie na te tance (daj boze zeby kobieta sie zgodzila zebym nie byla sama w grupie tylko z magda, plissss...!!!). dowiedzialam sie dzis ze przynosze ludziom pecha bo...trzeba wna kogos zwalic ze CZYJAS grupa taneczna sie rozpadla, nie?to fakt poszlam ta raz i.. no i faktycznie grupa legla w gruzach :P:P:P a tak pozatym to sobie mysle czy nie zorganizowac w tym roku urodzin..tylko nie takich ze zanjomyi i rodzina razem przy torciku wlasnej roboty itd, tylko tak bardziej dla znajomych...al jeszcze zobazce...pomysle...ptzemysle...i glupoty teraz gadam, a to znak ze juz nie ma co dalej notki pisac bo zaraz zaczne bredzic :D a jaki tego sens? zaden !!! tak wiec zegnam i do kolejnego napisania (lub przeczytania zalezy z ktorej strony na to patrzec :P) ojojoj...juz bredze ;)
Dodaj komentarz